• 0 Items - £0.00
    • Brak produktów w koszyku

Blog

Pomimo że ciężko pracujemy przez wiele lat, nie udaje nam się wzbogacić na tyle, aby móc bez niepokoju patrzeć w przyszłość. Próbujemy wytłumaczyć jakoś taki stan rzeczy brakiem odpowiedniego zawodu, wykształcenia czy błędnymi decyzjami finansowymi. A przyczyna może tkwić nie w nas, a w coraz bardziej niesprzyjającej rzeczywistości, w której przyszło nam żyć.

Podobno żyjemy w najwspanialszych czasach. Mamy do dyspozycji osiągnięcia naukowe i dobra materialne na niespotykaną dotąd skalę. Jednocześnie stoimy u progu światowego kryzysu gospodarczego, jakiego do tej pory jeszcze nie zaznaliśmy. Związki zawodowe w Wielkiej Brytanii wypowiedziały wojnę i nie ma dnia, aby jedna lub wiele branż nie strajkowało. Jesteśmy również najbardziej podzieleni klasowo i bez wątpienia najbardziej rozwarstwieni pod względem biedy i bogactwa.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat ludzie, którzy zarabiali najwięcej, powielili jeszcze bardziej swoje zyski, a ci, którzy mieli średnie wynagrodzenia, wydali swoje oszczędności i stopniowo popadają w długi. Niepoważne jest używanie argumentu przez starszych w stosunku do młodego pokolenia, że rodzice czy dziadkowie w ich wieku mieli już jakiś majątek, a przecież wcale mniej nie pracują. Nie wszyscy ludzie mają wystarczający potencjał intelektualny oraz siłę i energię do zmiany swojego położenia. Nierówności społeczne utrwala i pogłębia wiele czynników. To całe systemy gospodarcze i rządy z ich polityką. Dysproporcje się pogłębiają, ale niewielu rozumie jak. Wiele danych wskazuje, że awans społeczny jest coraz rzadszy. Wzrasta wydajność, ludzie pracują coraz ciężej, zarabiają więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale stać ich na coraz mniej. Kto się bogaci w takim razie? Ci, którzy bogaci się urodzili.

Kiedy uczęszczałam na studiach na wykłady z ekonomii, nauczano mnie, że najlepsze co może nam się przytrafić, to wolny rynek, bo im więcej bogactwa powstaje na szczycie społeczeństwa, tym większy efekt spływania w dół, który przyniesie korzyści nam wszystkim. I mam nieodparte wrażenie, że ten „szczyt” w tym samym czasie uczył się czegoś zgoła innego, bo mit wolnego rynku runął na moich oczach. W szkole ekonomicznej nauczano mnie także, że rynki składają się ze świadomych konsumentów, podejmujących racjonalne decyzje. Lecz kiedy włączam jakiekolwiek nośniki przekazów medialnych natykam się na wszędobylskie reklamy, których celem jest stworzenie właśnie nieracjonalnych konsumentów, kupujących rzeczy, które nie są im potrzebne, za pieniądze, których nie mają. Jeżeli nie chcę, by reklamy atakowały mnie i skłaniały do zakupów (a wcześniej czy później którejś ulegnę, nie na darmo konstruują je najtęższe umysły psychologiczno-marketingowe), muszę dodatkowo zapłacić za strefę VIP na lotnisku czy dostęp bez reklam na YouTube, Spotify lub wykupić jedną z platform streamingowych. Komu płacę za każdym razem? Założę się, że jednemu z najbogatszych ludzi świata. Tak czy inaczej, zostałam upolowana.

Uczono mnie jeszcze czegoś, a mianowicie, że pieniądze z podatków nałożonych na towary i usługi wracają do mnie w postaci opieki w czasie choroby, dobrych dróg, osiedli mieszkaniowych, szkół, przedszkoli, ochrony przed przestępstwami, dostępu do szeroko rozumianej kultury i wielu innych działań publicznych. Podatki coraz większe, a usługi w coraz bardziej opłakanym stanie. Mało tego, ludzie pracujący w tych sektorach to jedni z najniżej opłacanych pracowników. Gdzie są te pieniądze? Bardzo szybko można się dowiedzieć, czytając listy najbogatszych ludzi na świecie. Właściciele firm Amazon, Apple, Microsoft, Walmart, książę Westminsteru, Rishi Sunak i jego żona, Simon i David Reuben i wielu innych nie ucierpieli ani w czasie pandemii, ani w wyniku Brexitu czy wojny w Ukrainie. Oni w tym czasie zarobili jeszcze więcej miliardów, którymi wcale nie chcą się z nami podzielić w postaci podatków na wspólne dobra. Nie przeznaczają pieniędzy na opiekę zdrowotną, mieszkania lub edukację dla wszystkich, czyli niezbędne rzeczy, które pomagają nam wieść szczęśliwsze życie. Wykorzystywaniem kruczków prawnych w celu unikania opodatkowania zajmują się całe kancelarie prawnicze, a tzw. raje podatkowe zostały stworzone dla miliarderów. Mało tego, to właśnie najbogatsi nie ponoszą żadnych konsekwencji swoich błędnych decyzji i są najlepiej chronieni przez rządy. Społeczeństwo utrzymuje się w fałszywym przekonaniu, że żyjemy w kapitalistycznej gospodarce. Bogaci wiedzą jednak, że jest inaczej. Żyją pod ochroną silnego państwa, które ocali ich przed działaniem wolnego rynku. Kiedy bankowi Goldman Sachs, doradcy finansowemu największych przedsiębiorstw i najbogatszych rodzin na świecie, groziło bankructwo, jego długi wykupił rząd Stanów Zjednoczonych za pieniądze podatników. Bankierzy, który doprowadzili do załamania się gospodarki zachodniego świata, zarobili przy tej okazji setki milionów dolarów i zarabiają nadal sumy, których większość z nas nie potrafi sobie wyobrazić. W tym samym czasie prezydent w przemówieniu powiedział do ludu: „Nie będziemy ratować ludzi, którzy lekkomyślnie kupili domy, przekraczając swoje możliwości finansowe”.

Nie jest dla nikogo tajemnicą, że właściciel Walmartu uzyskuje swój dochód poprzez obcinanie godzin pracownikom, wymaganie od nich, by wykonali tę samą pracę przy mniejszej obsadzie i uwaga! wypłacanie części dochodu w kartkach żywnościowych, na które to kartki składają się podatki całego społeczeństwa. Czyli to społeczeństwo, czy tego chce, czy nie, dokłada się do zarabianych miliardów właściciela. W Wielkiej Brytanii wszystkie spółki energetyczne są przedsiębiorstwami prywatnymi. Państwo nie jest uzależnione od dostaw gazu z Rosji, ma własne, wystarczające źródła energii. Ale w ostatnim czasie drastycznie wzrosły nam ceny za prąd i gaz, a rząd dopłaca do rachunków każdego gospodarstwa domowego niebagatelne kwoty. Zyski energetycznych brytyjskich przedsiębiorstw rosną w miliardy, a nam wiadomości w mediach mieszają w głowach, że musimy tyle płacić, bo wojna, bo covid, bo Brexit, bo inflacja, ale rząd jest bardzo dobry i pomoże nam te rachunki zapłacić. Cóż za wspaniałomyślność finansowana z naszych kieszeni!

Według badań osoby zamożne częściej postrzegają realizację własnego interesu, zamiast interesu zbiorowego, jako coś moralnego i pożądanego. Chciwość staje się ich cnotą. Bogata część społeczeństwa ma wiele materialnych środków i narzędzi do skutecznego podporządkowania instytucji politycznych i prawnych swojej woli i interesom. W ten sposób broni korzystnego dla siebie status quo.

Nasz świat staje się coraz bardziej nierówny. Nie wszystko zależy od nas, naszych decyzji czy od większej ilości godzin pracy.

W Wielkiej Brytanii 1000 najbogatszych osób posiada tyle, co najbiedniejsze 26 800 000.

W USA 0,1% ma tyle, co 90% populacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *