Przychodząc na świat byłam czystą kartą. Jako dziecko uczyłam się świata takim, jaki on był w moim najbliższym otoczeniu. Oprócz moich własnych doświadczeń typu: nie dotykać rozżarzonego węgielka, który wypadł przez drzwiczki pieca, bo grozi to bólem; słyszałam głoszone prawdy o świecie od dorosłych. Osłuchiwałam się z nimi i nasiąkałam zgodnie z powiedzeniem, czym skorupka za młodu i tak dalej. Podążając ścieżką życia zgodnie z następną zasadą, że im dalej w las tym głębiej drzew, zauważałam, że nie wszystko okazywało się takie, jak mi wpajano.
Każdy z nas jest narratorem swojego życia i otaczającego go świata, ale też lubi narzucać swoje poglądy i przekonania jako jedynie słuszne, bo przeżyte i prawdziwe. I nawet muszę się z tym zgodzić. Tylko, że w moim życiu niekoniecznie musi być tak samo. Istnieje kilka zjawisk i kodów kulturowych, które wielu ludzi powtarza jak mantrę, a powinni podać pod rozwagę.
Karma wraca
W kontekście filozoficznym, karma, rozumiana jest jako przyczyna konkretnych sytuacji. Według prawa przyczyny i skutku, dobre działania wracają do nas jako dobro, a złe działania wracają do człowieka w postaci cierpienia. Funkcjonuje też sformułowanie „prawo karmy”, które podkreśla, że człowiek nie jest w stanie uciec przed konsekwencjami swoich czynów. Pierwsze, co mnie zawsze zadziwia, to powtarzanie tego przez ludzi wywodzących się z religii chrześcijańskiej. Zawsze zastanawiam się, jak sobie radzą z dysonansem w kontekście przykazania „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. A po drugie – zwykle używane jest w kontekście opowiadania nieprzyjemnych czy wręcz tragicznych doświadczeń i sytuacji w relacjach międzyludzkich. Skoro ktoś doświadcza nieprzyjemności i remedium na to ma być pasmo nieszczęść przytrafiające się w odwecie, to jakich nikczemności dopuścił się ten pierwszy, że spotyka go to, co spotyka? I dlaczego prawie nigdy nie wiąże się to z autorefleksją?
Skromność
Wielu wskazuje tę cechę charakteru za wielce pożądaną. Nie mogę z tym się zgodzić. Skromność to nie zaleta, a raczej wada. Tacy ludzie nie są asertywni, nie doceniają własnych umiejętności, nie przeciwstawiają się opiniom i przekonaniom. Często cierpią w milczeniu. Nie odmawiając pomocy, szkodząc sobie i swoim bliskim. Są nieprzekonani o swoich umiejętnościach.
Skromność wszyscy docenią – mawiali moi dziadkowie czy nauczyciele. Dzisiaj myślę, że owszem, doceniają, ale ci, którzy najbardziej na tym korzystają. W dzisiejszym świecie, jeżeli nie mówi się o swoich działaniach, podejmowanym wysiłku i osiągnięciach, nikt nie przyjdzie i nie będzie nas wyciągał z kąta. Mało tego, jeżeli ciągle ktoś powtarza, że do czegoś się nie nadaje, nie nauczy lub nie da rady, to widocznie tak jest. W końcu, zna się najlepiej. A że ja widzę coś przeciwnego? No cóż, wszak mogę się mylić.
Nie ma ludzi niezastąpionych
To jedno z najbardziej przereklamowanych i zakłamujących rzeczywistość stwierdzeń rodem z podręcznika dla korpomenagerów średniego stopnia powtarzane bezmyślnie i bez refleksji przez resztę ludzkości. Każdy z nas jest ważnym elementem w strukturach, w których funkcjonujemy i każdy z nas jest dla kogoś niezastąpiony. Kiedy odchodzi ktoś wybitny, wyrwa w obszarze, w którym funkcjonował staje się niepowetowana. Istniały osoby, z których śmiercią, kończyły się całe epoki w sztuce, nauce i kulturze. Czy rzeczywiście ludzie wierzą w nie zastępowalność jednostek, czy chcą by inni w to uwierzyli, bo tak łatwiej podkopać w innych poczucie wartości i manipulować rzeczywistością dla własnych korzyści? Refleksja jak zawsze mile widziana.
Nie ufaj mi, jestem przecież tylko człowiekiem
Powyższe zdanie (cytuję z pamięci) przeczytałam po raz pierwszy na murze okalającym uniwersytet ekonomiczny w Norwegii. W pierwszym momencie żachnęłam się i próbowałam znaleźć inne znaczenie wyrazów w obcym języku myśląc, że się pomyliłam. Ale kiedy słowniki z uporem wypluwały te same tłumaczenia, przyszła głębsza myśl, że sentencja nie jest tak zupełnie bez sensu. Bo czyż krocząc ścieżką życia nie czynimy również zła? Każdy z nas popełnia czyny, którymi niekoniecznie chciałby się pochwalić. Ludzie zawodzą, nie dotrzymują słowa, są winni pieniądze, spóźniają się, ranią, zapominają o obietnicach, zdradzają, oszukują na podatkach, kłamią, zmieniają zdanie i opinie, plotkują, kłócą się, upijają, wyzywają, przeklinają, łamią zasady ruchu drogowego… Można tak długo wymieniać. Tak, tak, również ja i ty mamy w tym swój udział. Uświadomienie sobie tego działa uwalniająco, co nie znaczy, że zwalnia z odpowiedzialności i starań. Pomaga inaczej postrzegać ludzkość. Kiedy ktoś mnie zawiedzie, zwracam uwagę nie na przykry uczynek, tylko na to, jak się zachowuje po nim. Jeżeli widzę lub słyszę autorefleksję, nasze stosunki mogą być dalej dobre. Jeżeli ktoś tylko zaprzecza, szuka wymówek lub zrzuca zawsze i wszędzie odpowiedzialność na okoliczności – nasze drogi rozchodzą się.
Głosimy prawdy o świecie. To, w jaki sposób o nim opowiadamy zadecydowały nasze doświadczenia i to, co nas ukształtowało. Nasze opowieści o życiu i pojawiających się w nim ludziach lubimy wiązać w przyczynowo-skutkowe odcinki jak w serialu. Jeżeli coś się w nim wydarzy, wydaje się nam, że musimy ponad wszelką wątpliwość poprowadzić wywód od przyczyny do efektu, wyciągnąć wnioski i wyolbrzymić to, co jest zgodne z tymi wnioskami. Powtórzę jeszcze raz: każdy z nas jest narratorem swojego życia. No właśnie – swojego. A ile takich cudzych głosów, zdań i powiedzeń pobrzmiewa nam w głowach i uznajemy je bezrefleksyjnie za własne?