• 0 Items - £0.00
    • No products in the cart.

Blog

Ilekroć słyszę lub czytam frazę „zadbaj o siebie”, tylekroć mam podejrzenie graniczące z pewnością, że ile ludzi, tyle sposobów i definicji na roztoczenie opieki, pielęgnacji czy rodzajów odpoczynku. A gdybym miała zadbać o kogoś, kto właśnie stoi naprzeciwko mnie? O człowieka mającego w oczach nieme wołanie o pomoc i wyglądającego, jakby dźwigał na swoich ramionach ciężar nieszczęść i trosk tego świata? Co bym zrobiła?

Najpierw sprawdzę, czy ten ktoś nie jest głodny i nakarmię go. Ale nie byle czym, nie przetworzonymi wielokrotnie daniami kupionymi na szybko w supermarkecie. Zapytam, na co ten ktoś ma ochotę i ugotuję. Może zupę, może usmażę steka albo upiekę jakieś ciasto ze zwyczajnych składników: masła, jajek, mąki. Na pewno nie podam chipsów, nie postawię butelki alkoholu na stole czy słodkich sztucznych napojów w plastikowych butelkach, nie poczęstuję papierosami.

Potem położę do czystego, pachnącego świeżą pościelą łóżka. Zapytam wcześniej, czy nie chciałby wziąć długiego prysznica lub kąpieli. Pozwolę się wyspać. Tyle godzin, ile będzie chciał. W ciszy, cieple i spokoju. Następnie znowu nakarmię i znowu pozwolę poleżeć. Żadnego „muszę”, „trzeba”, „powinienem”. Żadnej pracy. Aż nabierze sił, by móc porozmawiać. Szczerze, od serca, w zaufaniu, bez zakłamywania rzeczywistości.

Wyprowadzę na spacer, długi, do fizycznego zmęczenia. Pozwolę pobyć z własnymi myślami, przetworzyć to, co usłyszał, być może wypowiedziane po raz pierwszy na głos. By miało czas wybrzmieć i na nowo ułożyć się w głowie. Zaprowadzę w ładne miejsce, pokażę innych ludzi, inne życie, inny świat. Ten prawdziwy. Na pewno nie posadzę przed telewizorem czy komputerem, by nic nie zakłóciło spotkania ze sobą i własną rzeczywistością.

Dam czas. Ale do pewnego momentu. W końcu zapytam: „Co dalej?”. Co sprawiało kiedyś przyjemność? Co chciał robić? Kim być? Co zmienić? W jakiej dziedzinie osiągnąć sukces? Kogo kochać? Gdzie mieszkać? Z kim? Od czego zaczynać dzień? To bardzo trudna chwila. Bolesna. Mało przyjemna. Ale nie można zacząć leczyć, nie postawiwszy najpierw diagnozy, co doprowadziło do tego momentu, w którym je byle co, mało śpi, pracuje ponad siły, nie pamięta, kiedy czuł się szczęśliwy, nie rozmawia szczerze z bliskimi i jest mu w życiu źle.

A ty? Jak się zaopiekujesz kimś, kto przyszedł, usiadł obok i wygląda jak kupka nieszczęścia? A teraz idź i zaopiekuj się tym kimś bardzo ważnym dla ciebie.

Sobą.

Felieton ukazał się po raz pierwszy 15 czerwca na portalu Polskie Merseyside.

2 komentarze

    • IWnowa

    • 2 lata ago

    Najczęściej i najbardziej dotkliwie zapominamy o sobie, to prawda.
    Mnie już na szczęście ten sposób życia od dawna nie pasuje, pamiętam o sobie, o swoich potrzebach i o tym, żeby być dla siebie największym oparciem i najlepszą przyjaciółką.
    Ale pokolenie w wieku mojej Mamy nadal nosi w sobie zbiorowo ten imperatyw pomagania wszystkim wkoło, a najmniej troszczy się o siebie.
    Uściski

    IWnowa.com

      • Roza Wigeland

      • 2 lata ago

      I mnie ten imperatyw nie jest obcy. Chociaż znam te mechanizmy, zdarza mi się zatracić i zajmować się wszystkimi dookoła dopóty, dopóki brak sił mnie nie otrzeźwi. Setki lat patriarchatu mamy w genach. Dobrze, że mamy tę świadomość, bo można coś z tym zrobić. Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *