W czasach, w których przyszło mi żyć – w epoce globalizacji, konsumpcjonizmu, postępu technologicznego i wpływu mediów społecznościowych na wiele obszarów mojej egzystencji – spotykam ludzi z młodszego pokolenia, z którymi przestaję się rozumieć. Odnoszę wrażenie, że silniej niż w poprzednich epokach (chociaż znam je tylko z przekazów literackich i artystycznych), czy choćby w pokoleniu moich rodziców i dziadków, ma miejsce niezrozumienie, chybotliwość czy też załamanie podstawowych zasad moralnych i etycznych. Przyzwyczaiłam się do swobody z jaką dużo młodsze pokolenie, spotykane na gruncie zawodowym, opowiada o swoich sprawach nazywanych przeze mnie osobistymi czy wręcz intymnymi. Ale wyznawane przeze mnie wartości kaleczy teraźniejsza narracja, że moralność to spotykanie się z jednym partnerem w tym samym czasie, natomiast z wieloma po kolei to tylko poszukiwanie najlepszej opcji. I – jak wiadomo – jeśli czegoś nie powinno się robić, bo jest złe z etycznego punktu widzenia, ale bardzo się chce, to można.
Daleka jestem od moralizowania. Raczej skłaniam się ku refleksji czy etyka i postępowanie godne człowieka nie ulega tym samym zmianom kulturowym i społecznym, jakim podlega cała reszta na obecnym etapie rozwoju technicznego, który (rzekomo) ma nam uprościć codzienność, a w moim rozumieniu znacznie osłabia relacje międzyludzkie.
Jako pierwszy pod dyskusję z samą sobą poddałam szacunek do siebie. Czym jest lub czym nie jest w dzisiejszych czasach? Kto siebie szanuje a kto nie? Na jakich płaszczyznach życia należy go kontrolować, a na jakich można pozwolić na ustępstwa? I czy w ogóle da się to rozdzielić?
Szacunek do siebie to:
- niezgoda na to, by ktoś przekraczał moje granice;
- ufanie sobie;
- samodzielność;
- świadomość swojej wartości i mocnych stron oraz pokora wobec słabości;
- umiejętność przyznania się do błędu, przeproszenia i naprawienia go, o ile istnieje taka możliwość;
- dotrzymywanie słowa danego sobie i innym;
- wierność swoim zasadom, niezdradzanie siebie;
- nienarażanie swojego ciała na niepotrzebne cierpienie, utrzymywanie go w dobrej kondycji;
- wewnętrzna zgoda, aby opuścić miejsce i ludzi, którzy naruszają moje poczucie własnej wartości, ignorują mnie, nie szanują wyznawanych przeze mnie zasad;
- dbanie o swój wizerunek w społeczeństwie;
- niekrytykowanie siebie za to, kim jestem.
Kiedy szanujemy siebie, stajemy się silni. Nie znaczy to, że nie dotknie nas kryzys czy nie zostaniemy skrzywdzeni. Tego nie da się uniknąć, ale gdy ktoś nas zrani lub rozczaruje nie zapytamy, dlaczego to robi – zapytamy siebie, dlaczego na to pozwoliliśmy.
Aneta Kruszynska
Musze bo sie udusze.
Urodzilam sie pod koniec lat 80. Wiec dinozaurem raczej nie jestem. Dlaczego tak sie czuje? Nie rozumiem dziesiejszego swiata. Brak empatii, zrozumienia, etyki, poszanowania siebie czy innych. O matce ziemi nie wspomne bo kto by wogole na nia patrzyl.
Natomiast jak mowie glosno o tym co pani pisze to slysze epitety w moja strone. Jestem idiotka, tepa czy ograniczona. Slysze bym juz skonczyla pier***.
Najgorzej to czuc sie samotnym w tlumie. Postanowilam na miare moich mozliwosci zmienic swoje srodowisko. Lepiej byc samemu z szacunkiem do siebie niz obcowac z ludzmi tego pokroju.
Wibracje sa teraz okropne, ludzie emanuja zawiscia a tych promykow w tlumie coraz mniej.
Wraz z postepem cywilizacji zatracilismy wartosci. To nie wina komputerow, smartphonow czy telewizji. To nasza wina… Otoz mam dziecko lat 12. Zamiast dac jej telefon, posadzic przed tv jak byla mlodsza to poswiecilam jej czas. Nauczylam ja wartosci jakie przekazano mi. Dalam jej czas i milosc na ile potrafilam. Jest 12 latka ktora sama pierze, sprzata swoj pokoj, gotuje i robi zadania szkolne. Ma duzo empatii i swoje poglady. Prosze mi wierzyc lub nie ale wlasnie przez to jest rowniez niezrozumiana i gnebiona. Ma z rowiesnikami wspolne tematy ale inny mental. Nie ten poziom a jak ktos czegos nie rozumie to atakuje.
To nie technologia jest winna a my. Pokolenie 1975+, zamiast sie zajac dziecmi to nauczylismy ich ze sa zdani tylko na siebie. Wiec tak tez robia. Patrza tylko na siebie i nie znaja wartosci. Rodzic byl zajety soba a im dal do reki telefon. Pozdrawiam cieplo
Roza Wigeland
Widzę w tym obrazie swojego syna (w podobnym wieku, rok urodzenia 1987). Kiedyś mi „zarzucił”, że z tego powodu, co mu wpoiłam, nie pasuje do współczesnego świata.