Zmiana miejsca zamieszkania z dużej miejscowości na małe nadmorskie miasteczko z jego deszczami i sztormami pociągnęła za sobą przeorganizowanie stylu życia. Wejście w wiek dojrzały i lekka zmiana sylwetki przypieczętowały decyzję, że nadeszła pora na wymianę, a przynajmniej uzupełnienie garderoby. Kilkakrotna wizyta w sklepach i butikach nie tylko nie przyniosły mi przyjemności i zadowolenia, ale wprawiły w złość i irytację. Naręcza ubrań branych przeze mnie do przymierzalni oddawałam z powrotem ekspedientkom do odwieszania, bo nie układały się na moim ciele. Istniały niejako obok i pomimo moich kształtów.
Zaczęłam więc baczniej przyglądać się kobietom na ulicach, analizować, w co chodzą ubrane i zgadywać, gdzie mogłyby ewentualnie dane rzeczy kupować. Doszłam do niewesołego wniosku: moda jest okrutna. I to nie z powodu zwierzątek hodowanych na futra czy zasłabnięć modelek dożywianych w szpitalach kroplówkami. Nie dzieje się to na moich oczach lub tuż obok mnie, więc i nie za często zaprząta to moje myśli. Na co dzień widuję za to siebie w lustrze i inne panie obok mnie. I twierdzę, że moda nie jest po to, byśmy ładnie wyglądały. Moda jest wyłącznie po to, by na nas i naszej próżności zarabiać. Moda jest przede wszystkim okrutna dla tych, dla których jest tworzona. Pierwszy z brzegu przykład: czyż nie jest okrucieństwem stworzyć modne spodnie z dziurami do zakładania w zimie i jeszcze kazać je nosić tak, by odkrywać gołe kostki u nóg? A pozostałe części garderoby? Te wszystkie obściskujące nasze ciała sztuczne tkaniny, w których jest nam zimno, gdy temperatury na zewnątrz się obniżają, a za gorąco, gdy tylko lekko się aura poprawia? Nie wiem, dla kogo jest szyta ogromna większość ubrań podkreślających każdą fałdkę, niedoskonałość czy nieproporcjonalność lub w drugą stronę – przypominające worek na kartofle. Bo na pewno nie dla nas. Kobieta ma jakiś biust, jakąś talię i jakieś biodra z pupą, większe lub mniejsze. Typów sylwetek jest tylko kilka. Wszystkie te kształty powinny mieć odzwierciedlenie w linii kroju ubrań i być dopasowane jeszcze odpowiednimi zaszewkami. A po bliższym przyjrzeniu się ubraniom takich przeszyć nie mogę dostrzec albo są w nielicznych strojach. Lycra dodawana do tkanin nie załatwia wszystkiego. Ubrania, które chcę nosić, mają przylegać do ciała, a nie je ciasno opinać.
Jeszcze nie tak dawno ubranie z metką od znanego projektanta było gwarancją jakości i trwałości. Również kroju i dopasowania. Zaczęłam więc przyglądać się strojom na pokazach wielkich projektantów w poszukiwaniu inspiracji. Zdaję sobie sprawę, że ubrania prezentowane na wybiegach są swoistym rodzajem sztuki, tak jak malarstwo czy teatr i odzwierciedlają jakąś artystyczną wizję. Im bardziej się przyglądam, tym mniej kobiecości tam widzę. W najlepszym razie tylko wieszak, na którym ten strój wisi. Gdzie jest ta kobiecość nieschodząca branży modowej z ust? Jedna z gwiazd filmowych (nie jestem pewna, która, ale chyba Meryl Streep) powiedziała kiedyś w jednym z wywiadów, że nosi ubrania tylko od heteroseksualnych projektantów lub od kobiet. W innych źle się czuje i jest jej niewygodnie. Chyba coś jest na rzeczy.
Przemysł modowy ma się znakomicie. Coraz większe powierzchnie handlowe załadowane tonami ubrań ze zmieniającymi się „trendami” kilka razy w sezonie. Tylko miliony ludzi płci żeńskiej mają do założenia coraz mniej rzeczy, w których wyglądają po prostu ładnie i korzystnie, bo moda służy – jak powiedział Karl Lagerfeld – tylko najbogatszym albo modelkom. Reszcie, czyli niewymiarowym krowom, sprzedaje się torebki.
Felieton ukazał się po raz pierwszy 15 czerwca 2022 roku na portalu Polskie Merseyside.
dee
Calkowicie sie z Toba zgadzam. Wlasnie kilka tygodni temu wraz z 18-letnia corka zrobilysmy kilka rund po okolicznych centrach handlowych w poszukiwaniu strojow na kameralny slub i weselny obiad. Obie chcialysmy kupic sobie jakies ladne wyjsciowe sukienki. Ja – bo od trzech lat takiej nie kupowalam, a corka – bo w ogole jeszcze nie ma. No i niestety, ale obecna moda to TRAGEDIA. Z gorycza stwierdzam, ze ubrania dla mlodych dziewczyn skladaja sie obecnie z dziur, sznurkow i falban, i to niezaleznie od gabarytow i typu sylwetki, a fasony dla starszych kobiet sa po prostu straszne, a materialy koszmarne. Marzeniem scietej glowy jest znalezienie chociazby malej czarnej, a elegancka sukienka z fajnego materialu doslownie lezy w sferze marzen. Takie kupowalam w czasach przedpandemicznych, teraz – zapomnij. Zakupow przez internet nie zaryzykuje, sparzylam sie tej wiosny, kiedy to na szesc zakupionych na Amazon t-shirtow odeslalam z powrotem piec, z powodu fatalnych tkanin i kompletnie niezgodnych z tabelkami rozmiarow. Na zdjeciu widzialam ladna bluzeczke fajnie ukladajaca sie na modelce, w rzeczywistosci dostalam niemal tunike dobra dla ciezarnej. Nosze L, ale L z Amazon to tak naprawde XL, a w jednym przypadku nawet 2X. A podobno Chinczycy maja zanizona rozmiarowke… Nasze zakupy skonczyly sie niestety fiaskiem, corce udalo sie jedynie dobrac bluzeczke do posiadanej juz atlasowej spodnicy z second handu, a ja, no coz wyjelam z szafy niezawodna uniwersalna kiecke na rozne okazje, ktora mam od co najmniej osmiu lat i niejedna impreze w niej zaliczylam. Na swoje pocieszenie dodam, ze wszystkie panie obecne na wspomnianym slubie mialy na sobie sukienki dostepne obecnie w handlu, zadna z tych kiecek mi sie nie podobala i wszystkie kobiety zgodnie stwierdzily, ze naprawde nie ma teraz czego kupic, a to co jest, kupuje sie po prostu z rozpaczy. Ja stwierdzilam, ze nastepnym razem chyba udam sie do krawcowej, zaplace co prawda jak za woly, ale przynajmniej uszyje to, co bede chciala. Co za czasy!
Roza Wigeland
Dziękuję za podzielenie się własnymi spostrzeżeniami. To wiele dla mnie znaczy. Cieszę się, że nie jestem w swojej opinii odosobniona.