Jest w Scarborough magia, która popycha do tworzenia. To miejsce i uspokaja, i inspiruje. Czułam to, od kiedy po raz pierwszy tu przyjechałam i wysiadłam na dworcu. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, co będę tworzyć. Myślałam, że uspokoję się po pędzie londyńskiego życia i będę więcej pisać, ale pisałam jeszcze mniej. Szukałam czegoś, co mnie popchnie i to przyszło z czasem tu spędzonym. Większość informacji docierających ze świata zostało przefiltrowanych przez rozbijające się o brzegi fale. Codziennie chodzę popatrzeć, jak wygląda morze i ten widok nigdy się nie nudzi.
Podczas spaceru po północnych klifach w Scarborough wiatr przywiał mi pod nogi zeschnięty wiecheć. Podniosłam go i obejrzałam dokładnie. Kiedyś był zapewne piękną i zieloną rośliną żyjącą na stoku klifu. Zabrałam go do domu, postawiłam w kącie i patrzyłam na wyschnięte gałązki przez kilka dni. A potem wyjęłam i pomalowałam drewniane ramy, które czekały ponad rok, aż będę miała na nie pomysł. Otworzyłam pudła, w których trzymam materiały do tworzenia i przez kilka dni projektowałam, malowałam, przyklejałam, werniksowałam, suszyłam.
Kiedy zaczynałam swoją drugą – po pisaniu – twórczość, nazywałam to obrazem przestrzennym. Dopiero z czasem odkryłam, że ten rodzaj dzieła sztuki ma swoją nazwę – asamblaż – i ma swoich zacnych prekursorów i artystów, m.in. Picassa i Duchampa. Wymyśliłam coś, co już istniało, ale nigdy w żadnej galerii sztuki, które odwiedzałam, asamblaż nie zwrócił mojej uwagi. Może dlatego, że nie używam takich przedmiotów do ich tworzenia, jak inni artyści? Nieważne. Ważne, że odnalazłam coś, czym mogę nakarmić duszę.
Asamblaż na drewnie (drewno, tkanina, papier, sznurek)
71 x 26 x 13
71 x 26 x 8
71 x 26 x 4