Znajoma zwróciła mi kiedyś uwagę, że moje wiadomości do niej są zimne i nieczułe. Kiedy dociekałam, dlaczego tak uważa, skoro nigdy nie miałam nic złego na myśli ani nawet nie przekazywałam przykrych informacji, dowiedziałam się, że w moich pisemnych przekazach na komunikatorach są tylko słowa.
– Co jeszcze powinno być? – pytałam zdezorientowana.
Okazało się, że pisząc, nie wstawiam emotikonów, tych uśmiechniętych buziek z serduszkami. Fakt, nie używałam obrazków, uważając, że słowa wystarczają. No cóż, jak widać – nie.
Wzięłam jednak pod rozwagę jej opinię i przyjrzałam się wiadomościom, które dostawałam. Rzeczywiście, wszystkie zawierały, oprócz słów pisanych, również pismo obrazkowe, którego starałam się nie zauważać, prześlizgując się po nim wzrokiem i przechodząc do treści merytorycznej. Świat jednak się zmienia i jeżeli nie chcę za bardzo odstawać od rzeczywistości, przyszła pora, by się temu przyjrzeć. Zapytałam córkę, dziecko, które urodziło się już w epoce Internetu i nowoczesnych technologii, co sądzi o braku emotek w moich wiadomościach i usłyszałam potwierdzenie opinii znajomej. Dodała jeszcze, że nie wie, co czuję, przekazując informację lub polecenie zrobienia czegoś. Nie wiem, po co komuś moje uczucia w krótkiej wiadomości, ale jak się dłużej nad tym zastanowić, to w epoce listów pisanych na papierze i doręczanych przez człowieka zwanego listonoszem, na wstępie było, że „w pierwszych słowach swojego listu zawiadamiam, że zarówno ja jak i moja rodzina jesteśmy zdrowi i czujemy się dobrze”, ewentualnie „uprzejmie acz z obrzydzeniem donoszę”. Czyli zawiadamiano o uczuciach!
Serfując dalej po czeluściach Internetu odkryłam, że istnieją ludzie, którzy już nawet nie bawią się w pisanie literek, a od razu przechodzą do pisma obrazkowego. Po co składać komuś życzenia urodzinowe, skoro można wstawić emotkę tortu i kwiatka, na Święta choinkę i prezencik, a na sylwestra butelkę szampana plus dwa kieliszki z bąbelkami i wszystko wiadomo. Niedościgłą mistrzynią w pisaniu postów na Tweeterze, składających się prawie tylko z emotikonów, jest Krystyna Pawłowicz, posłanka na Sejm i nauczycielka akademicka, posiadająca tytuł doktora habilitowanego nauk prawnych. Skoro taki autorytet posługuje się w swoich przekazach obrazkami, to i mnie nie ubędzie niczego, jeżeli dodam żółtą buźkę z powściągliwym uśmiechem po „dzień dobry” na Messengerze.
Odkryłam nawet ogłoszenie o poszukiwaniu do pracy tłumacza emotikonów w londyńskim City Hall. Pocieszyło mnie to, że sam burmistrz, Sadiq Khan, dostaje w wiadomości, których nie rozumie, biorąc także pod uwagę, że multikulturowe społeczeństwo inaczej może interpretować ten sam znak graficzny. Mnie samej też łatwiej poruszać się po Londynie, kiedy wypatruję strzałek czy okrągłego czerwonego znaku symbolizującego kolejkę podziemną. Pamiętam też, że podczas pierwszej podróży do Norwegii doskonale dawałam sobie radę w hotelu i korzystając z transportu publicznego właśnie dzięki zilustrowanym instrukcjom, bo języka bokmål dopiero zaczynałam się uczyć. Dużo prościej było mi poruszać się po mieście oraz dojechać z i na lotnisko według tamtejszych wskazówek graficznych, niż według pisanego po polsku rozkładu jazdy w Gdańsku.
Zatem obrazki, czy tego chcemy, czy nie, pomagają w codziennym życiu. Tylko co by się stało z tymi ludźmi, gdyby emotki na portalach społecznościowych na jeden dzień uległy awarii? Czy społeczeństwo jest na to gotowe emocjonalnie?
Iwnowa
Mam nieodparte wrażenie, że nasze życie wyznaczają właśnie takie, wydawałoby się mało istotne zmiany.
Przychodzą one z jakiejś bardzo dynamicznie rozwijającej się w danym czasie dziedziny.
A z pewnością są nią wszelkie technologie wspierane komputerowo, w tym social media.
Był czas, że z niejakim obrzydzeniem patrzyłam na te wszystkie emotki. Ale zmieniło mi się i teraz sama odbieram wiadomości bez emotek jako mniej emocjonale i uczuciowe. Większość się ich szybko nauczyła, niezależnie od wieku i posługuje się nimi łatwo i intuicyjnie.
A co do ładunku uczuć – faktycznie umiesz dość precyzyjnie oddzielać swoje uczucia podczas rozmowy.
Jednym z koronnych pytań, którymi mnie zaskoczyłaś było po mojej dłuższej opowieści, co u mnie pytanie:
„Ale powiedz, czego ode mnie oczekujesz”. Bo ja tak naprawdę nie oczekiwałam niczego, tylko życzliwego wysłuchania 🙂 Ale się go nauczyłam i nadal stosuję, kiedy czasem naprawdę zaskoczona ilością przekazanych mi informacji nie umiem zareagować na to, co usłyszałam :).
Pozdrowienia i emotek uśmiechniętej buźki :)))
Roza Wigeland
Czasami zadaję rozmówcy też inne pytanie: czego potrzebujesz? lub czego ci trzeba? Wtedy, kiedy nie wiem czy chce się wygadać, czy próbuje mi w zaowalowany sposób coś przekazać. Wolę prosty sposób komunikacji. Również uśmiechów życzę 🙂
Agnieszka Bednarska
Bardzo lubię nowoczesne pismo obrazkowe, chociaz trzeba wiedzieć z kim można w ten sposób korespondować, bo przecież nie z każdym. Mnie ono pomaga, np. gdy się spieszę, zamiast pisać „podoba mi się Twój pomysł” wysyłam ?, jeśli rozbawi mnie czyjaś odpowiedz nie muszę pisać „rozbawiłaś mnie” tylko wysyła ? a gdy wole nie wchodzić w dyskusje ale chce, aby rozmówca zrozumiał co sadze o tym, co powiedział wysyłam mu ? itd. Szybki, jasny przekaz. Najczesciej jednak rozsyłam ❤️ na znak mojej sympatii, poparcia lub życzenie „miłego dnia”.
Przyznam, brakuje mi czasami tego jednego, bardzo wymownego znaku ze środkowym palcem w roli głównej. Bywa, ze tylko nim potrafię oddać to co akurat czuje ?
Roza Wigeland
Obawiam się (i twórcy emotek zapewne też), że mógłby stać się ten obrazek zbyt często używany 😀