Marzec zaczął się od niepewności. Chciałam, aby moje prace artystyczne znalazły się w miejscu, które trudno jednoznacznie określić. W skrócie to kawiarnia połączona ze sklepem z rzeczami artystycznymi i rękodzielniczymi. Poszłam więc tam na kawę i zapytałam, co trzeba zrobić, by w tym miejscu zaistnieć. Po krótkiej rozmowie napisałam maila i czekałam na odpowiedź. Sklep nie przyjął moich rzeczy, ale kontakt do mnie został przez miłą panią przekazany gdzieś dalej. Po jakimś czasie, kiedy straciłam nadzieję, że cokolwiek się wydarzy, przyszło zaproszenie na showcase artystek i rękodzielniczek, zorganizowany przez centrum biznesowe z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. Wydarzenie miało odbyć się w lokalnym centrum handlowym. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, ale z drugiej strony przyszedł lęk, bo nie wiedziałam, w jaki sposób mam tam zaistnieć. Zwłaszcza, że do eventu pozostał tylko jeden tydzień. W pierwszej chwili pomyślałam, że zrezygnuję. Ale po kilku minutach zastanowiłam się: jeżeli to moja szansa i drugiej nie będzie? Czy dostanę drugie zaproszenie, jeżeli teraz odmówię, a jeżeli dostanę – czy na tych samych warunkach? Czy nie wystawię sobie na wejście złej opinii, bo raz proszę o coś, a za chwilę nie chcę brać w tym udziału?
Po dziesięciu minutach rozważań zdecydowałam: idę w to! Zaczęła się ogromna praca, by przygotować wszystko na showcase. Zacznę od tego, że nie miałam pojęcia, na czym to polega, obejrzałam więc dokładnie zdjęcia z poprzednich eventów. Sprawdziłam, co mam w domu i czego mogę użyć bez kosztownych i czasochłonnych dodatkowych zakupów. Wykorzystałam stolik, służący mi na co dzień za jedno z biurek; składane krzesło schowane w kącie „dla gości”; sztalugę i ramę do obrazu, w którą to wkleiłam wydrukowane logo oraz wyszperałam z domowych zapasów biało-czarną tkaninę i tiul do przykrycia stołu. Zamówiłam terminal do płatności kartami i kilka ekspozytorów. I najważniejsze – wykonałam większą ilość kolaży i kart okolicznościowych, bo to, co miałam gotowe na półkach, wydało mi się niewystarczające. W ciągu 6 dni dorobiłam 14 kolaży i około 40 kartek i każdy z przedmiotów był inny. Siódmy dzień przygotowań do eventu przeznaczony był już tylko na spakowanie wszystkiego i przyszykowanie do przewiezienia do centrum handlowego.
W trakcie tej szaleńczej gonitwy przyszły do mnie dwie refleksje:
- Miło i fajnie wykonuje się kilka prac artystycznych od czasu do czasu, tzn. kiedy jest to hobby, a zupełnie inaczej jest wtedy, kiedy jest to już regularną, wielogodzinną pracą. To pierwsze jest przyjemne i daje odpoczynek, w drugim przypadku bolą plecy, oczy i jest się bardzo zmęczoną.
- Gdybym chciała otworzyć własną małą galerię artystyczną, to moja „produkcja” jest za mała, by sprzedaż pokryła koszty prowadzenia biznesu, nie wspominając nawet o jakichkolwiek pieniądzach na własne utrzymanie.
Cenne doświadczenie.
Dałam radę! Byłam tam i wycisnęłam z tego, co tylko się dało:
- nawiązałam wiele kontaktów i otrzymałam dużo rad i wskazówek od innych artystek;
- podejrzałam sposoby na ekspozycje przedmiotów artystycznych;
- dowiedziałam się, jak sobie radzą ze sprzedażą swoich prac inni artyści;
- jeden ze sklepów zdecydował się wziąć do stałej sprzedaży moje kartki;
- i chyba najważniejsze i najcenniejsze: zakwalifikowałam się do programu dla kobiet prowadzonego przez Yorkshire in Bussines. Dostanę profesjonalne kilkumiesięczne szkolenie, jak przekształcić swoją pasję w zarabiający biznes. Jest to tym cenniejsze, że do tej pory obracałam się w środowisku polskim, a teraz przebiłam bańkę i wyszłam na rynek angielski. Zrobiłam ogromny krok naprzód.
Ale nie poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc mojej Asystentki, która załatwiała w moim imieniu mnóstwo drobnych, ale czasochłonnych spraw. Decyzja z lutego o powiększeniu zespołu, o której pisałam tutaj https://rozawigeland.com/pl/luty-2023 była trafna i bardzo szybko zaowocowała wspaniałymi rezultatami.
Nie sprzedałam zbyt dużo podczas showcase’u – kilka obrazków i kilka kartek. Ale otworzyły się przede mną wrota możliwości, z których skorzystam, ile tylko zdołam.
Po szaleńczym i pełnym pracy okresie poleciałam do Irlandii, by odpocząć w domu, który mieści się pośrodku niczego. Spałam, jadłam i patrzyłam przez okna na piękne zielone widoki. Trafiłam na dwa irlandzkie święta. Jedno to St. Patrick’s Day i pobyt w stareńkim wiejskim pubie, prowadzącym przez irlandzkiego rolnika, czynnym tylko w czwartki, gdzie ludzie przychodzą spotkać się, pograć na instrumentach i pośpiewać przy szklaneczce czegoś mocniejszego. Mury „Jim of the Mills Pub” pamiętają jeszcze bunty i rebelie próbujące zrzucić brytyjską zwierzchność i z tekstów piosenek można poznać wiele faktów zarówno o historii Irlandii, jak i o warunkach życia zwykłych obywateli. Pub ma wielkie znaczenie jako miejsce spotkań dla lokalnej społeczności. Tłumy gości to potwierdzały. Zajrzyjcie do tego pubu, choćby tutaj:
Sami zobaczcie kwintesencję irlandzkości: jak z takiego miejsca potrafią wyrosnąć estradowe gwiazdy, jak szanowana jest kultura i zwykli prości ludzie i jak można pielęgnować patriotyczne tradycje.
Drugie święto to irlandzki Dzień Matki, który to dane mi było spędzić tym razem w towarzystwie syna, jego żony i uroczych dwóch psów, które najbardziej (oprócz pełnych misek) lubiły spać. Czyli robiły dokładnie to samo, co ja przez prawie dwa tygodnie.
Spotkałam się także z jedną z moich podwykonawczyń, której zlecam redakcję i korektę felietonów i krótkich tekstów. Współpracuje nam się bardzo dobrze. Natalia właśnie weszła na wyższy poziom wykonywania zleceń i buduje na moich oczach prężnie działającą jednoosobową firmę. Jedna z rzadko spotykanych osób, która, jak obieca – tak zrobi. Z całą odpowiedzialnością polecam.
https://www.instagram.com/correcto_redakcjaikorekta/
Po powrocie z Irlandii byłam zobaczyć piękne miejsce, w którym, mam nadzieję, niedługo będę mogła cyklicznie zaistnieć ze swoim stoiskiem. Tym razem tylko zrobiłam zakupy u innych artystów i rękodzielników. Już wiem, jak bardzo ważne jest wspieranie lokalnych twórców i co to daje społeczeństwu, którego jestem częścią. Od teraz, ile razy będę szukała czegoś na upominki i prezenty, zawsze będę wypatrywała różnych lokalnych targów i wystaw, a także wydarzeń podobnych do showcase’u, w którym wzięłam udział. Oferowane tam rzeczy są piękne, niepowtarzalne, tworzone z miłością, by cieszyły innych. Pokochałam ten klimat.
Na portalu Polskie Merseyside ukazały się moje dwa felietony. Pierwszy o tym, że jak jest trudniej w życiu, to jest lepiej. Nie, nie mylę się. Są na ten temat nawet badania naukowe.
A drugi tekst napisałam pod wpływem pobytu w pięknej Irlandii i przeczytanej niedawno książki. Skompilowały się w nim wydarzenia, fakty i obserwacje z kilku ostatnich lat.
Czy wszystko wyszło mi tak, jak chciałabym, żeby wychodziło? Nie.
Na boczny tor odstawiłam dbałość o dom i stronę internetową. W tych dwóch miejscach mam niewielkie zaległości. Nie przeczytałam nic dla rozrywki, tylko wracałam do książek i artykułów biznesowo-rozwojowych. W Audiotece wysłuchałam „Zrób sobie raj” Mariusza Szczygła. Co za lekkość pióra i zmysł obserwacji naszych południowych sąsiadów! Pan Szczygieł znany jest ze swojego uwielbienia wszystkiego, co czeskie. Inne lektury dobierałam z chęci zdobywania konkretnych wiadomości z różnych biznesowych dziedzin, marketingu, badań rynku czy reklamy. Chcę stworzyć coś, dzięki czemu będę mogła zarabiać na emeryturze i myślę, że chyba już wiem, co to będzie. Na razie kiełkuje to tylko w mojej głowie, bo po drodze może jeszcze wiele się wydarzyć. Plany mogą się zmienić pod wpływem zdobytych informacji i wiedzy a także barier utrudniających wejście na rynek.
Przede mną następne wyzwanie i kolejna nowość. Chcę doprowadzić do samodzielnego wydania mojego pierwszego e-booka. Do roboty zatem! Poniżej zapowiedź w formie okładki, jakże innej od tych, które publikowałam do tej pory, bo i zawartość będzie odmienna. Do bieli i minimalizmu wrócę jeszcze przynajmniej raz.
Agnieszka Bednarska
Gratuluje, idziesz przed siebie jak burza! Osiągnęłaś wiele, a to dopiero początek, jestem pewna. Świat czeka na silne i przedsiębiorcze kobiety.
Roza Wigeland
Dziękuję za podsumowanie 🙂 Po prostu robię to, o czym myślę, to wszystko. Nie wiem, czy to początek, ani czy to wiele, nie porównuję się. Myślę, że gdzieś dojdę, ale nie wiem, co tam zastanę.