Dłuższe dni w kwietniu dają nadzieję, że idzie wiosna, a za nią lato i w końcu skończą się sztormy, wichury i ulewne deszcze, po których trzeba naprawiać dachy na budynkach i zamawiać nowe szyldy. Bywa, że na tym skwerku po sztormie leżą duże kosze na śmieci. Gdy są puste, wiatr je wywiewa z posesji i trzeba je szukać na ulicy. Mieszkańcy radzą sobie w ten sposób, że chowają kosze pod zbudowane na posesjach daszki i domki lub przytwierdzają łańcuchami do ścian. Ot, specyfika życia nad Morzem Północnym.
Nad morzem wiatr już nie urywa głowy, więc można chwilę pospacerować.
W parku też coraz bardziej zielono.
W kwietniu przypadała Wielkanoc i to już chyba stało się naszą tradycją, że odkąd się poznałyśmy w pracy w pubie moja przyjaciółka spędza ten czas ze mną. W tym roku też tak było. Jako ateistka nie obchodzę Wielkanocy, ale tradycyjny stół w domu zawsze jest. Miło zaznaczyć, że skończyła się zima i idą ciepłe dni. Poza tym, są potrawy, które smakują tylko w tym czasie, np. ćwikła z chrzanem czy sałatka jarzynowa.
W mojej pracy pisarsko-artystycznej wydarzyło się coś wielkiego, a mianowicie miała miejsce premiera trzeciej mojej książki. Tym razem był to e-book. Nie publikowałam jeszcze w takiej formie i chciałam spróbować nowego dla mnie formatu. „Następny krok” to zbiór krótkich tekstów motywacyjno-poradniczych dla kobiet będących na życiowych zakrętach.
Zanim e-book znalazł się w sklepie on-line, strona została zaktualizowana, odświeżona i przebudowana. Otwiera się teraz najpierw w wersji angielskiej i trzeba się ewentualnie przeklikać do wersji polskiej. Nie będę już musiała za każdym razem tłumaczyć na spotkaniach i eventach, że po angielsku też można przeczytać o mnie i zobaczyć moje prace. Strona główna jest skrócona do podstawowych informacji o mnie i mojej działalności. I jeszcze coś bardzo ważnego: jest już zainstalowany newsletter, do którego zabierałam się od dwóch lat. Będę mogła teraz udostępniać kody rabatowe i pozostawać w kontakcie z moimi czytelniczkami i czytelnikami oraz klientkami i klientami bez pośrednictwa mediów społecznościowych.
Gdyby ktoś mi powiedział wcześniej, że praca na stronie internetowej i prowadzenie sklepu on-line to bardzo czasochłonne i kosztowne zajęcie, to bym mu nie uwierzyła. Właśnie przekonałam się, że obsługa techniczna całego kramu to oddzielny etat. To niemal taka sama praca jak w sklepie stacjonarnym – ciągle jest coś do zrobienia: aktualizacje, naprawy, uzupełniania, robienie zdjęć czy opisy. Ci wszyscy, którzy opowiadają, że działając on-line godzinę-dwie dziennie mają niesamowite wyniki, miliony na koncie i społeczności liczące w setkach tysięcy, po prostu kłamią. Wszystko można oczywiście mieć, ale trzeba poświęcić na to mnóstwo godzin pracy, którą wykonują całe zespoły ludzi, zainwestować dużo pieniędzy, współpracować z agencjami reklamowymi i podejmować wiele innych działań. Przekonuję się o tym, otwierając kolejne drzwi do kolejnych umiejętności, w coraz nowych dziedzinach, w których uczę się poruszać i nabywając wiedzę w coraz to nowych obszarach. Chętnie bym poznała drogę na skróty, o ile taka istnieje i ktoś o niej wie.


- „Jesteśmy tu po to (to o urzędnikach i szkoleniowcach), aby ci pomóc i wspierać cię na każdym kroku. Pytaj o wszystko, pomożemy, damy kontakty, skierujemy, podpowiemy gdzie, co i jak”. W Polsce ciągle czułam, ze jestem traktowana jak intruz, złodziejka i naciągaczka. W Polsce przeszkadzałam, tutaj jestem oczekiwana i witana z szacunkiem.
- Nie spodziewałam się z ilu pomysłów można zrobić biznes i z ilu, bardzo nieoczywistych dla mnie usług, ludzie korzystają. Wszyscy wszystkim są potrzebni.
- Ile niewidocznej dla oka klienta pracy kupującego mój przedmiot w sklepie muszę wykonać, aby rzecz trafiła do systemu sprzedażowego! Aby moi czytelnicy mogli sprawdzić e-book przed zakupem, stworzyłam plik do pobrania przy zapisie na newsletter. Kosztowało mnie mnóstwo pracy, czasu i środków finansowych. Aby moją kartkę kupowali klienci w małej galerii artystycznej, musiałam stworzyć dla niej odpowiednie opisy, naklejki, wizytówkę. Aby można mnie było łatwo odszukać i obserwować, polska wersja strony przekierowuje do polskich mediów społecznościowych, a angielska do angielskich. Social media po angielsku trzeba było zbudować od zera itd, itp. Samo stworzenie przedmiotu art to jakieś 15-20% czasu i wysiłku w całym tym procesie.
Na portalu, jak co miesiąc, ukazały się dwa felietony, które można również przeczytać na blogu. Ale strona, na której ukazywały się moje felietony zmienia swoje przeznaczenie i razem z innymi publikującymi na tym portalu swoje teksty, przenieśliśmy się pod nowy adres. Odłączyliśmy działalność kulturalną od pozostałych aktywności Polskiego Merseyside. Nieoceniony pan Andrzej Smoleń stworzył nowe miejsce, która nosi nazwę Emigraniada. Prawda, że piękna? Od teraz będę pisała dla portalu publicystyczno-kulturalnego pod tym właśnie szyldem. https://emigraniada.com/
Oprócz pracy na dwóch etatach (artystyczno-pisarskim i gastronomicznym) korzystam z usług w salonach piękności i od czasu do czasu jadam na mieście. Po raz pierwszy od otwarcia po pandemii odwiedziłam chińską restaurację Kam Sang i byłam zachwycona atmosferą, obsługą i jedzeniem. Na pewno do niej wrócę.
Przygotowuję się do pierwszego, ale nie ostatniego w tym roku Artisan Fair organizowanego w pięknym Royal Hotel Scarborough. Tworzę nowe kolaże i kartki okolicznościowe, buduję swoją markę i umacniam swoją pozycje na rynku. Niczego nie oczekuję, ale jestem gotowa na wszystko. Do zobaczenia w maju 🙂